Saturday, 11 September 2010

O władzy przedmiotów

Mówi się, że przeprowadzki sprzyjają oczyszczeniu. Zmiana adresu to zrzucenie starych liści, linienie, pozbycie się znoszonej skóry.

W moim przypadku odbywa się to tak: dzielę wszystkie posiadane przeze mnie przedmioty na trzy grupy: ‘zabieram’, ‘wyrzucam’ i ‘nie wiem’. Po ukończeniu pierwszej selekcji przechodzę do następnej, stosując tą samą zasadę wobec grupy ‘nie wiem’. I wtedy okazuje się, że przedmioty mają nade mną władzę, a oprócz tego dobrze wyćwiczoną siłę perswazji oraz sekretny plan na to, jak przeżyć wielką czystkę.

I tak biorę do ręki jeden po drugim przeróżnych przedstawicieli świata nieożywionego. Oglądam z prawej i lewej, pod światło, obracam do góry nogami lub brzuchem i oceniam stosunek przydatności względem trudu włożenia ich do pudełka lub walizki, zniesienia po schodach, przeniesienia, przewiezienia, wniesienia po schodach, wyciągnięcia z walizki lub pudełka i znalezienia im nowego miejsca.

Wydawać by się mogło, że sytuacja tych starych swetrów, skarpetek nie do pary, miarki do mąki, pocztówek z muzeum, zwitków wstążki po jakimś prezencie, powłoczki na poduszkę bez kompletu, znoszonych sandałów, starego czajnika, nadpalonej świeczki, książki kucharskiej w języku, którego nie znam oraz klamerek, jest zupełnie beznadziejna. A jednak! Każdy z zagrożonych zagładą przedmiotów zabiera się do pracy i stosując wszelkie możliwe uniki i argumenty, próbuje uczepić się tej szczęsliwszej kupy rupieci, tego mojego nieszczęsnego ‘zabieram’.

Z własnej przegranej i słabości zdaję sobię sprawę dopiero kiedy, już po przeprowadzce, otwieram pudła, walizki, torby, zwitki, worki. Znajduję w nich rzeczy, które od dawna chciałam wyrzucić, porzucić. Jakim cudem przemyciły się do mojego nowego życia? Jak udało im się mnie omamić?!

Tym razem nie daję im czasu. Zanim się przebudzą, zanim spojrzą mi w oczy i przylepią się znów do moich dłoni, wkładam je po cichu do kartonowego pudła i na wszelki wypadek wystawiam za drzwi.

Starą skórę ściąga się z trudem.