Saturday, 4 October 2008

“Dlaczego szwedzki?”

Przez pięć lat studiów wiele osób zadało mi proste i uzasadnione pytanie: Dlaczego szwedzki? Na samym początku sama je sobie zadawałam, kiedy siedząc na zajęciach podczas kilku pierwszych miesięcy często nie rozumiałam co i o czym do mnie mówiono. Kiedy zaczynałam studia, moja wiedza na temat Szwecji ograniczała się głównie do powszechnie znanych stereotypów, jak się później okazało, często nieprawdziwych. Moja wiedza na temat języka była zerowa. Więc co sprawiło, że w ciemno zadecydowałam, aby przez pięć długich lat zgłębiać nie tylko zwykłą szwedzką gramatykę, ale także szwedzką gramatykę opisową, historię języka szwedzkiego, dzieje Wikingów, walki królów, dramaty Strindberga, życie Strindberga, artystyczne dylematy Strindberga, zabawy Strindberga z aparatem fotograficznym, małżeńskie problemy Strindberga, muzyczność wierszy Transtromera, Noblistów, nie-Noblistów, uroki nieprzetłumaczalnej ‘fiki’, 30 sposobów przygotowania śledzia, i wiele, wiele innych? (tylko 15 osób wie, ile tego wszystkiego było...) Tu akurat odpowiedź jest prosta: pasja do języków. Przekonanie, że języki naprawdę są oknami na świat.
I pięć lat temu taką odpowiedź słyszeli wszyscy zainteresowani: „Interesują mnie języki, chcę poznać język mniej typowy niż angielski czy niemiecki. Poza tym jest coś pociągającego w Skandynawii...”
Pięć lat później wiele osób zadało mi inne pytanie: „Dlaczego nie jedziesz do Szwecji, tylko do Hiszpanii?: Cóż, w gruncie rzeczy odpowiedź znów jest bardzo prosta: „Nadal interesują mnie języki, chcę nauczyć się nowego języka, z innej, niegermańskiej grupy. Poza tym jest coś pociągającego w Iberii...”
Lecz dzisiaj nie zadaję już sobie tego samego pytania. Inne pytanie, znacznie ważniejsze, zawładnęło nie tylko moją głową, ale również moim sercem. Dlaczego? Dlaczego jadę? Dlaczego wyjeżdżam? Dlaczego nie mogę się doczekać, aż opuszczę kraj, w którym się urodziłam i dorosłam? Dlaczego chcę zostawić za sobą wszystko i wszystkich, których mam w Polsce?
„No tak, moją pasją są inne języki i kultury...”, mogłabym odpowiedzieć sobie i spokojnie dalej pakować walizkę. Jednak tym razem ta odpowiedź nie wystarcza. Bo wyjechałam także z wielu innych powodów. I nadal, każdego dnia, próbuje je nazwać i zrozumieć. W pudełku z odpowiedziami znalazły się jak do tej pory zarówno egoistyczne rozczarowanie polskością, jak i chęć kontynuowania polskości na własną rękę; niezmierna potrzeba spróbowania życia gdzie indziej, strach przed życiem gdzie indziej i niezmierna potrzeba pokonania tego strachu; bezsensowny upór, aby przekonać się na własną rękę, że Ziemia jest okrągła; apetyt, który rósł stopniowo w miarę wszystkich moich podróży; wyzwanie rzucone samej sobie, aby sprawdzić czy poradzę sobie na głębokiej i nieznanej wodzie. I wiele innych jeszcze nienazwanych, małych marzeń.

‘Why Swedish?’

During my five years of studies many people asked me a simple and justified question: ‘Why Swedish?’ At the very beginning I was asking myself the same question, while sitting in classes during the first few months I very rarely understood what was being said. When I was starting my studies my knowledge of Sweden was mainly limited to the well-known stereotypes, many of which later turned out to be untrue. My knowledge of the language was non-existent. So what made me decide blindly to commit myself to five long years of analysing not only Swedish grammar, but also descriptive Swedish grammar, the history of Swedish language, the age of the Vikings, the wars of the kings, Strindberg’s dramas, Strindberg’s life, Strindberg’s artistic dilemmas, Strindberg’s fun with the camera, Strindberg’s marital problems, the musicality of Tranströmer’s poems, Nobel prize winners and losers, the charms of the untranslatable ‘fika’, 30 ways to prepare herring, and many, many more? (only 15 people know, how much stuff there really was...) This time the reply is simple: a passion for languages. A belief that languages really are windows to the world.
And five years ago the reply I gave to anybody interested was the following: ‘I’m interested in languages, I want to learn a language less typical than English or German. Besides, there’s something enchanting about Scandinavia...’
Five years later many people asked me a different question: ‘Why are you going to Spain, and not Sweden?’ Well, as a matter of fact the reply is once again very simple: ‘I’m still interested in languages, I want to learn a new, non-Germanic language. Besides, there’s something enchanting about Iberia...’
But today I’m not asking myself the that question. Another question, a much more important one, has taken control of not only my mind, but also my heart. Why? Why am I going? Why am I leaving? Why am I looking forward so much to the moment I leave the country where I was born and where I grew up? Why do I want to leave behind everything and everybody that I have in Poland?
I could tell myself, ‘Well yeah, my passions are languages and different cultures...’, and calmly keep packing my suitcase. But this time this reply is not enough. The truth is I’ve left for many other reasons. Reasons which I’m still, every day, trying to name and understand . So far in the box with answers there is both a selfish disappointment with Polishness as well as the need to develop Polishness on my own; an enormous urge to try living somewhere else, fear of living somewhere else and an enormous need to overcome that fear; pointless stubbornness to see for my own that the world is round; an appetite, which has been growing gradually with all my travels; a challenge I set myself to see if I’ll sink or swim in the deep and unknown waters. As well as many other so far unnamed, little dreams.

There is no beach in Madrid!

This is my second time living in Spain, or is it my first? I’m not so sure myself. I don’t feel like I’m living here for the first time. Many things are familiar to me. I understand the language. I know where to go in order to buy whatever I need. I am even familiar with the personalities on TV. So why do I feel like it’s the first time? The reason is that the first time I lived in Spain, I actually lived in Catalonia. Anyone who has lived in Catalonia will tell you that you never really feel like you are living in Spain. At times it can feel like you are in Spain, at others times it is as Spanish as Benidorm at the height of summer. In Catalonia, you can speak Spanish and get by. You can watch Spanish TV, read Spanish newspapers and shop in Zara and El Corte Ingles. In this respect, you could be anywhere in Spain. However, once you start interacting with the people you realise you are dealing with a different animal. The first time I came to live in Spain it was as a student. I was obliged to live in Spain for one year as part of my degree in Spanish. The idea was to improve my knowledge of the language but also to get to know the people and culture of Spain. Well, I was sent to Catalonia, to an inland town 40 km from Barcelona but 1000 miles from Barcelona in most other ways. My year there was unforgettable and I learned a lot about another nation, culture and language. Unfortunately for my studies, this nation and culture was not that of Spain although my Spanish undoubtedly improved. Looking back, I do not regret my year in Catalonia. I made many friends there, some of whom remain good friends today. I have a soft spot for the Catalans, perhaps being Scottish helped me understand them better than other foreigners do. Despite moving to Madrid, I will support FC Barcelona in El Clasico. However it is time for me to discover Spain, the Spain I was supposed to discover during my studies and what better place to start than in Madrid. When I told my Catalan friends I was moving to Madrid they were totally bemused. The most common response was, but Jamie, you know there is no beach in Madrid? After my first few days in Madrid I wrote an email to one friend in Catalonia in which I commented on how I was struggling with the summer heat. I got no sympathy in response, just a reply saying, well I told you there was no beach in Madrid. The reaction of my Catalan friends was not surprising at all, indeed one would receive the same reaction if they told a Scottish friend they were moving to England or told a Krakowian friend of their plans to move to Warsaw. I haven’t decided how long I will stay in Madrid yet. Madrid is a huge city and it will take a while to get to know it well. As well as being the capital of Spain, Madrid is the home to thousands of immigrants, many of whom are from Latin America and Africa. It is therefore not only a Spanish city but an international city and I am setting no time limit on how long I will stay. When it is time to go, I will know.

W Madrycie nie ma plaży!

Mieszkam w Hiszpanii po raz drugi. Czy też może po raz pierwszy? Sam nie jestem pewien. Nie jest tak, jakbym tu nigdy wcześniej nie mieszkał. Wiele rzeczy jest mi dobrze znanych. Rozumiem język. Wiem, gdzie pójść, aby kupić cokolwiek potrzebuję. Znane są mi nawet osobowości telewizyjne. Więc dlaczego czuję się, jakbym mieszkał w Hiszpanii po raz pierwszy? Ponieważ kiedy po raz pierwszy mieszkałem w Hiszpanii, tak naprawdę mieszkałem w Katalonii. Ktokolowiek, kto mieszkał kiedyś w Katalonii, powie wam, że tam nigdy nie poczujesz się, jakbyś mieszkał w Hiszpanii. Czasem wyda ci się, że jesteś w Hiszpanii, innym razem będzie tak hiszpańsko jak na szczycie sezonu w Benidorm. W Katalonii można sobie poradzić mówiąc po hiszpańsku. Można oglądać hiszpańską telewizję, czytać hiszpańskie gazety i robić zakupy w Zarze lub w El Corte Ingles. Jeśli o to chodzi, jest tam jak gdziekolwiek indziej w Hiszpanii. Jednak z chwilą kiedy zaczynasz mieć do czynienia z ludźmi, zdajesz sobie sprawę, że to zupełnie inna para kaloszy. Po raz pierwszy przyjechałem do Hiszpanii jako student. Musiałem spędzić rok w Hiszpanii w ramach uzyskania dyplomu z hiszpańskiego. Chodziło o to, żeby polepszyć moją znajomość hiszpańskiego i jednocześnie poznać ludzi i kulturę Hiszpanii. Cóż, zostałem wysłany do Katalonii, do miasteczka oddalonego od Barcelony o 40 kilometrów w głąb lądu jeśli chodzi o dystans, i o 1000 kilometrów pod pod każdym innym względem. Był to niezapomniany czas i nauczyłem się dużo o innym narodzie, innej kulturze i języku. Niestety dla moich studiów ów naród i kultura nie były hiszpańskie, chociaż moja hiszpańszczyzna bez wątpienia uległa poprawie. Patrząc wstecz, nie żałuję mojego roku w Katalonii. Poznałem tam ludzi, z których kilkoro do dziś pozostaje moimi przyjaciółmi. Mam wiele ciepłych uczuć dla Katalonii, być może bycie Szkotem pomogło mi zrozumieć Katalończyków lepiej niż to się udaje innym obcokrajowcom. Mimo że przeniosłem się do Madrytu, będę kibicował FC Barcelonie w El Clasico. Jednak nastał czas, abym zaczął odkrywać Hiszpanię, tą Hiszpanię, którą miałem odkryć w trakcie studiów, a któreż miejsce nadaje się do tego lepiej niż Madryt? Kiedy powiedziałem moim katalońskim przyjaciołom, że przeprowadzam się do Madrytu, byli zbici z tropu. Najczęstszą odpowiedzią było, „ale Jamie, wiesz, że w Madrycie nie ma plaży?” Po kilku pierwszych dniach spędzonych w Madrycie napisałem maila do jednego z nich, w którym opisałem, jak trudno jest mi poradzić sobie z letnim upałem. W odpowiedzi nie było cienia współczucia, jedynie krótkie, „cóż, a nie mówiłam, że w Madrycie nia ma plaży?” Reakcja moich katalońskich przyjaciół wcale nie była zaskakująca, wręcz przeciwnie. Taką samą reakcję otrzymałby ktoś, kto powiedziałby swojemu szkockiemu przyjacielowi, że przeprowadza się do Anglii, czy też przyjacielowi z Krakowa, że przeprowadza się do Warszawy. Nie zdecydowałem jeszcze, jak długo zostanę w Madrycie. Madryt jest olbrzymim miastem i zajmie mi trochę czasu, zanim je dobrze poznam. Madryt jest nie tylko stolicą Hiszpanii, ale także domem tysięcy imigrantów, w tym wielu z Ameryki Południowej i Afryki. Jest to więc nie tylko miasto hiszpańskie, ale także miasto międzynarodowe i nie narzucam sobie limitu czasu, jaki tu zostanę. Kiedy przyjdzie czas wyjechać, będę wiedział.