Scenki 2. Plac.
Plac – prostokąt wyrwany ulicom i budynkom, strzeżony przez drzewa i fontannę. Plac jakich w tym mieście jest wiele, przyczajonych w cieniu budynków, nijakich na planie miasta, szczególnych dopiero w głowach mieszkańców.
Po co taki plac? Jakie ma uzasadnienie?
Gdyby nie plac, babcie nie miałyby gdzie plotkować w bryzie swoich kwiecistych wachlarzy. Dziadkowie nie mieliby gdzie czytać gazet i grać w szachy, warcaby, kule. Ich spuchnięte stopy nie miałyby gdzie odpocząć po długim, gorącym dniu.
Plac – prostokąt wyrwany ulicom i budynkom, strzeżony przez drzewa i fontannę. Plac jakich w tym mieście jest wiele, przyczajonych w cieniu budynków, nijakich na planie miasta, szczególnych dopiero w głowach mieszkańców.
Po co taki plac? Jakie ma uzasadnienie?
Gdyby nie plac, babcie nie miałyby gdzie plotkować w bryzie swoich kwiecistych wachlarzy. Dziadkowie nie mieliby gdzie czytać gazet i grać w szachy, warcaby, kule. Ich spuchnięte stopy nie miałyby gdzie odpocząć po długim, gorącym dniu.
Gdyby nie plac, małe dziewczynki w plisowanych spódnicach i podkolanówkach nie miałaby gdzie biec po powrocie ze szkoły. Nie miałaby też gdzie skakać na skakance, uciekać przed gołębiami, bawić się w piasku i spadać z drabinek (bo na placu prawie zawsze jest plac zabaw, jak lala w lali). Ich warkocze musiałaby się rozplątywać gdzie indziej.
Gdyby nie plac, ich rówieśnicy nie mieliby gdzie grać w piłkę, a potem duszkiem pić lodowatej wody w przerwie miedzy strzelaniem najlepszych goli swiata.
Nie miałyby się też gdzie podziać hulajnogi, plastikowe traktory, piłki wszelkiego rodzaju, łopatki, wiaderka, rowery, helikoptery, trąbki i przede wszystkim rumieńce.
Gdyby nie plac, nikt nie uśmiechałby się na widok niezgrabnych szczeniąt i nikt nie patrzyłby z szacunkiem na stare psy leżące bez ruchu w cieniu swoich właścicieli.
Gdyby nie plac, nie istniałyby co najmniej trzy urocze kawiarnie o drzwiach w kolorze niebieskim, bialym i śliwkowym.
Gdyby nie plac, nie miałaby gdzie szeptać fontanna, a gwar rozmów musiałby wyemigrować. Latarnie nie miałaby gdzie prężyć się elegancko w oczekiwaniu na zmierzch. Ławki byłyby samotne, pozbawione celu w swym powyginanym życiu.
Gdyby nie plac, piłka nożna nie ożywałaby w debatach po każdym meczu, a plotki miałaby utrudnione zadanie i pewnie musiałyby znaleźć inne medium dla swoich sensacji.
A ja? Ja nie miałabym się gdzie podziać pewnego czerwcowego, piątkowego wieczoru, między 18.37 a 21.03.