Saturday, 13 June 2009

Scenki 2. Plac.

Scenki 2. Plac.

Plac – prostokąt wyrwany ulicom i budynkom, strzeżony przez drzewa i fontannę. Plac jakich w tym mieście jest wiele, przyczajonych w cieniu budynków, nijakich na planie miasta, szczególnych dopiero w głowach mieszkańców.
Po co taki plac? Jakie ma uzasadnienie?

Gdyby nie plac, babcie nie miałyby gdzie plotkować w bryzie swoich kwiecistych wachlarzy. Dziadkowie nie mieliby gdzie czytać gazet i grać w szachy, warcaby, kule. Ich spuchnięte stopy nie miałyby gdzie odpocząć po długim, gorącym dniu.

Gdyby nie plac, małe dziewczynki w plisowanych spódnicach i podkolanówkach nie miałaby gdzie biec po powrocie ze szkoły. Nie miałaby też gdzie skakać na skakance, uciekać przed gołębiami, bawić się w piasku i spadać z drabinek (bo na placu prawie zawsze jest plac zabaw, jak lala w lali). Ich warkocze musiałaby się rozplątywać gdzie indziej.

Gdyby nie plac, ich rówieśnicy nie mieliby gdzie grać w piłkę, a potem duszkiem pić lodowatej wody w przerwie miedzy strzelaniem najlepszych goli swiata.

Nie miałyby się też gdzie podziać hulajnogi, plastikowe traktory, piłki wszelkiego rodzaju, łopatki, wiaderka, rowery, helikoptery, trąbki i przede wszystkim rumieńce.

Gdyby nie plac, nikt nie uśmiechałby się na widok niezgrabnych szczeniąt i nikt nie patrzyłby z szacunkiem na stare psy leżące bez ruchu w cieniu swoich właścicieli.

Gdyby nie plac, nie istniałyby co najmniej trzy urocze kawiarnie o drzwiach w kolorze niebieskim, bialym i śliwkowym.

Gdyby nie plac, nie miałaby gdzie szeptać fontanna, a gwar rozmów musiałby wyemigrować. Latarnie nie miałaby gdzie prężyć się elegancko w oczekiwaniu na zmierzch. Ławki byłyby samotne, pozbawione celu w swym powyginanym życiu.

Gdyby nie plac, piłka nożna nie ożywałaby w debatach po każdym meczu, a plotki miałaby utrudnione zadanie i pewnie musiałyby znaleźć inne medium dla swoich sensacji.

A ja? Ja nie miałabym się gdzie podziać pewnego czerwcowego, piątkowego wieczoru, między 18.37 a 21.03.

Scenes 2. The Square.

The square – a rectangle snatched from streets and buildings, guarded by some trees and a fountain. There are many squares like this one in the city, hiding in the shade of the buildings, nothing special on the city plans, becoming unique only in the inhabitants’ heads.
Why such a square? What is its justification?

If it weren’t for the square, grannies would have nowhere to chat in the breeze of their flowery fans. Granddads would have nowhere to read their newspapers and play chess, checkers, bowls. Their swollen feet would have nowhere to rest after a long, hot day.

If it weren’t for the square, small girls in pleated skirts and knee-high socks would have nowhere to run after coming back from school. There would be no place for them to skip, run away from the pigeons, play in the sand and fall from the climbing frames (because there almost always is a playground on the square, like a Russian doll). Their plaits would have to get undone somewhere else, too.

If it weren’t for the square, their schoolmates wouldn’t have anywhere to play football and then gulp down ice-cold water during the break between scoring the best goals in the world.

Scooters, plastic tractors, balls of all kinds, buckets and spades, bikes, helicopters, trumpets and, most of all, rosy cheeks wouldn’t have anywhere else to go, either.

If it weren’t for the square, nobody would smile at the sight of clumsy puppies and no one would admire the old dogs lying motionless in the shade of their owners.

If it weren’t for the square at least three cafes, with doors coloured blue, white and plum respectively, wouldn´t exist.

If it weren’t for the square, the fountain would have no place to whisper, and the murmur of conversations would have to emigrate. The street lamps would have nowhere to strut elegantly, waiting for the dusk. The benches would be lonely, deprived of a purpose in their twisted lives.

If it weren’t for the square, football wouldn’t come to life in heated debates after every game, and gossip would have a tough task finding a different medium for its sensations.

And what about me? I would have nowhere to go on one June, Friday evening, between 18.37 and 21.03.

Thursday, 11 June 2009

The first commandment - don't complain.

Needless to say, we don’t complain about obvious things. It’s hot, humid and sticky, I’m sweating, the ice-cream sellers are sweating, grannies, binmen, businessmen, posh ladies with wee dogs are sweating, the wee dogs are sweating too, Almodovar is sweating and so is the queen, and then we catch air-condition colds and we have runny noses in the middle of the summer (and the middle of the desert), and we feel fairly stupid because of that, after all what’s that supposed to be, wearnig sandals and taking Strepsils? Well, it’s hot and that’s it.

The same thing applies to size. Madrid is big, you can’t get your head around it, it systematically escapes the metro, growing in numbers and in square meters, greedy and proud, it unfolds extravagantly and never gets enough, city plans have fallen into a depression and the neighbouring towns can’t sleep at night for fear of being swallowed. It’s big and that’s it.

But people are a different story. People are not constant. People change, evolve, strive for better things. People are not an obvious thing. You can’t compare people to anything else. You demand more from people.

In that case complaining about people is justified. Since they posess the unique ability to become someone better overnight, it would be cruel not to encourage them from time to time to use their heavenly gift.

And therefore the stubborn and rude cashier in the bank, the screaming children, the thoughtless drivers, the landlords prejudiced against foreigners, the waiters upset with the whole world, the dog owners that can’t be bothered to bend over – all of them and many others deserve a pinch of constructive ctricism. A gesture of protest, a word of objection.


This role isn’t intended for us, though. The truth is very simple – we are just some of the many who can always be reminded that commandments are to be followed.

Let the one who wishes to complain return to the country he comes from. If your knowledge of the language isn’t good enough, they will make it easier for you and switch to English. If you don’t like it here, why don’t you go back to your country?


Here the understanding finishes. Because the answer to that question isn’t easy at all.

Przykazanie 1. Nie narzekaj.

Rzecz jasna nie narzekamy na rzeczy oczywiste. Jest gorąco, duszno, lepko, pocę się ja, pocą się sprzedwacy lodów, babcie, śmieciarze, biznesmeni, paniusie z pieskami, pieski też się pocą, poci się Almodovar i królowa, a potem łapiemy przeziębienie klimatyzacyjne i mamy katar w środku lata (i na środku pustyni), i aż nam głupio z tego powodu, no bo jakże tak, w sandałach i zażywać Strepsils? Jest gorąco i już.

Podobnie jest z rozmiarem. Madryt jest duży, w głowie się nie mieści, metru ucieka systematycznie, rosnąc ciągle i w liczbach, i w metrach kwadratowych, chciwy i dumny, rozkłada się z rozmachem i ciągle mu mało, mapy popadły w depresje, a najbliższe mu miasteczka nie śpią po nocach ze strachu przed pożarciem. Jest duży i już.

Ale ludzie to co innego. Ludzie to nie jest czynnik stały. Ludzie się zmieniają, ewoluują, ciągle dążą do lepszego. Ludzie to nie jest rzecz oczywista. Ludzi nie można z niczym porównać. Od ludzi wymaga się więcej.

W takim razie narzekanie na ludzi jest uzasadnione. Skoro mają tą jedyną w swoim rodzaju umiejętność stawania się kimś lepszym z dnia na dzień, okrucieństwem byłoby nie nakłaniać ich do choćby sporadycznego używania tego niebiańskiego talentu.

A zatem uparty i niegrzeczny kasjer w banku, wrzeszczące dzieci, bezmyślni kierowcy, właściciele mieszkań uprzedzeni do obcokrajowców, kelnerzy obrażeni na cały świat, właściciele psów, którym nie chce się schylić – oni wszyscy i wielu innych zasługują na odrobinę konstruktywnej krytyki. Na gest protestu, słowo sprzeciwu.

Nie nam jednak przeznaczona jest ta rola. Prawda jest bardzo prosta – jesteśmy tylko jednymi z wielu, którym zawsze ktoś może zasugerować, że przykazań należy przestrzegać.


Niechaj ten, kto chce narzekać, powróci do kraju, z którego pochodzi. Jeśli twoja znajomość języka nie jest dość dobra, ułatwią ci zadanie i przejdą na angielski.
If you don’t like it here, why don’t you go back to your country?

Tu porozumienie się kończy. Bo odpowiedź na to pytanie wcale nie jest już taka prosta.