Monday, 10 November 2008

Antonimowość

Jestem daleko.

Otacza mnie język, którego nie znam. Ludzie zatrzymują mnie, pytając o drogę, a ja jestem jedynie w stanie odpowiedzieć jednym z niewielu wyuczonych zdań – lo siento, pero no hablo mucho español. Ulice są dla mnie bezimienne i nie układają się w mojej głowie w logiczną całość. Więc gdy gdzieś idę, to zawsze na około. Kawa jest dla mnie zbyt mocna. Hałas zbyt głośny. Na ulicach nie ma budek z obwarzankami. Ciągle mi ciepło, gorąco, duszno. Irytuje mnie chodzenie w tłumie. Brakuje mi snu. Nie znam przytulnych, małych, niezależnych kawiarni. Nie mogę znaleźć margaryny do pieczenia ciast. Zamiast drożdży sypkich, muszę używać świeżych.

Żałuję, że mnie tam nie ma.
Cieszę się, że jestem tutaj.


Świeże drożdże są lepsze niż sypkie. Zamiast margaryny używam masła. Śpię krótko, lecz intensywnie, jak zawsze. Raz po raz znajduję jakiś uroczy zakątek, pachnący czekoladą i ciastkami. Wprawnie omijam ludzi zmagających się z parasolkami, babcie dreptające powoli, ale przede wszystkim niezdecydowanych, rozglądających się naokoło turystów. Rankami i wieczorami robi się chłodno. Na ulicach sprzedają prażone kasztany w tutkach z gazet. Cisza wypełnia mnie w niedzielę rano, kiedy rozsuwam zasłony i wyglądam na ulicę. Kawa zawsze była dla mnie za mocna. Znam kilka skrótów, którymi ratuje kilka bezcennych wolnych chwil. Znam nazwy najważniejszych ulic – tej, na której mieszkam i tych, które mnie do niej prowadzą. Mogę prowadzić proste rozmowy, a jeśli ktoś na ulicy zapyta mnie, która jest godzina, odpowiadam jedynie po krótkiej chwili namysłu. Otacza mnie język, który poznaję.

Jestem blisko.

Bliżej, niż myślę – jest wczesny listopad, a ja jadąc autobusem, oglądam zarys wzgórz wokół miasta, pokrytych światłem wschodzącego słońca i delikatną, lecz najprawdziwszą wartswą śniegu.

Antonymity

I’m far away.

I’m surrounded by a language that I don’t know. People stop to ask me for directions and I’m only able to answer them with one of the few sentences I know by heart - lo siento, pero no hablo mucho español. The streets are nameless to me and they don’t create a logical entity in my head. So when I’m going somewhere, I always end up going the long way. The coffee is too strong for me. The noise too loud. There are no stalls with pretzels in the streets. I’m always warm, hot, out of breath. Walking in the crowded streets annoys me. I don’t get enough sleep. I don’t know any cosy, small, independent cafes. I can’t find any margarine suitable for baking. Instead of dry yeast I have to use fresh one.

I wish I were there.
I’m happy to be here.



Fresh yeast is better than dry one. I use butter instead of margarine. I sleep short, but intensively, as always. Every now and then I find a charming wee place, smelling of chocolate and pastries. I easily overtake people struggling with umbrellas, grannies walking at a snail’s pace, but most of all indecisive tourists looking around. In the mornings and the evenings it gets a bit chilly. In the streets they sell roasted chestnuts in pokes made of newspapers. I’m filled with silence on Sunday mornings, when I open the curtains and look out onto the street. Coffee has always been to strong for me. I know a few shortcuts with which I save a few priceless moments of free time. I know the names of the most important streets – the one I live in and the ones that lead to it. I can have simple conversations and if somebody asks me for the time, I only need to think for a moment to answer. I’m surrounded by a language, that I’m getting to know.

I’m close.

Closer than I think – it’s early November, and while on a bus, I can see the outline of the hills which surround the city, covered in the light of the upcoming sun and a fragile, but very true layer of snow.

The Foreigners

When I moved to Madrid, I knew I was moving to a city that was both Spanish and international. This blog has been mainly about Spanish people but what about the foreigners who live in Madrid? As a foreigner myself, I have got to know some other foreigners. It is sometimes easier to make foreign friends than local friends when living abroad. We, the foreigners, are here for various reasons. Sometimes, like in the case of the Venezuelans forced to leave their country by Hugo Chavez or the gay Americans taking advantage of the possibility to marry in Spain, I know the reasons why they came here. In other situations, such as the cheery Brazilian café worker, I can only guess. Others, such as the Italian engineer or the Lewis Hamilton obsessed Ukrainian secretary have come because of love. Some, such as the Columbian hair dresser come internet café owner and the Hungarian contract manager, want to learn English. Others, such as the Romanian sisters, teach English. We all have something in common though, we are all in a foreign land that we don’t always understand. We all face the problem of stereotyping, however for some, particularly the South Americans and Romanians, this problem is more serious than for the likes of me. My biggest problem is explaining the difference between a kilt and a skirt and that has never caused me any problems when it comes to getting a flat.

Obcokrajowcy

Kiedy przeprowadziłem się do Madrytu, wiedziałem, że przeprowadzam się do miasta, które jest zarówno hiszpańskie, jak i międzynarodowe. Ten blog jak do tej pory był głównie o Hiszpanach, ale co z obcokrajowcami, którzy mieszkają w Madrycie? Sam będąc obcokrajowcem, muszę znać innych obcokrajowców. Kiedy mieszka się za granicą, czasami łatwiej zaprzyjaźnić się z nimi niż z tubylcami. My, obcokrajowcy, jesteśmy tu z różnych powodów. Czasem, jak w przypadku Wenezuelańczyków zmuszonych do opuszczenia ojczyzny przez Hugo Chaveza lub amerykańskich gejów, którzy korzystają z możliwości otrzymania ślubu w Hiszpanii, znam powody ich przyjazdów. W innych przypadkach, jak na przykład w przypadku uśmiechniętej Brazylijki pracującej w kawiarni, mogę się tylko domyślać. Inni, jak włoska pani inżynier czy ukraińska sekretarka z obsesją na punkcie Lewisa Hamiltona, przyjechali z powodu miłości. Niektórzy, tak jak Kolumbijski były fryzjer, a obecnie właściciel kafejki internetowej lub węgierski manager, przybyli tu, aby nauczyć się angielskiego. Jeszcze inni, tak jak dwie siostry z Rumunii, są tutaj aby uczyć angielskiego. Wszyscy mamy jednak coś wspólnego; wszyscy jesteśmy w obcym kraju, który nie zawsze rozumiemy. Wszyscy mamy do czynienia z problemami spowodowanymi przez stereotypy, jednak dla niektórych, zwłaszcza tych z Ameryki Południowej czy Rumunii, problem ten jest o wiele poważniejszy niż dla takich jak ja. Mój największy problem to wyjaśnienie różnicy między kiltem a spódnicą, a to nigdy nie sprawiło mi żadnych kłopotów jeśli chodzi o załatwienie mieszkania.