Saturday, 30 October 2010

Rozejm

Północ jest zielona. Północ jest granatowa. Czysta i przestrzenna. Północ jest kontrastem morza i nieba. Kontrastem morza i gór. Doskonałością ptaka i ryby. Jest potęgą fali i wiatru, wytrwałością brzegu i lasów, ciepłem słońca i chłodem cienia.

Nic tu nie uprasza się o podziw, o poklask, nic nie stara się przypodobać. Nie ma kiczowatych widoków, nic nie jest oswojone, jedynie chwilowo przyzwala na wpółpracę z nami. W każdej chwili fale mogą wtargnąć do mieszkań przy promenadzie, połknąć stoliki i krzesła w kafejkach nad wodą, porozrzucać samochody i rowery jak blaszane zabawki, porwać na strzępy żagle, firanki, sukienki. Łatwo o tym zapomnieć w dni słoneczne i przejrzyste, dni bez cienia gniewu na tafli wody i jedynie z lekkim powiewem bryzy we włosach. Więcej jest tu jednak dni takich jak dziś, kiedy nagle, niezapowiedziane, jak niczym nie spowodwany gniew rodzica, zasłaniają niebo ciężkie, ciemne chmury. Jakby ktoś nagle zezłościł się na nas i chciał ukarać nas za naszą zuchwałość, zahaczając chmury o grzbiety gór, zamykając szczelnie całą zatokę, jakby była skrzynią z ciężkiem wiekiem na zawiasach.

Północ jest oczekiwaniem na powrót zieleni i granatu.

Mieszkamy tu jedynie za sprawą chwilowego rozejmu.

Wednesday, 27 October 2010

Powtarzalność (małych) dworców autobusowych

Powtarzalność (małych) dworców autobusowych. Ich niczym nieuzasadniona wielka przestrzeń i niewytłumaczalny brud. Jak gdyby zawsze było tam pełno ludzi i nastała właśnie tylko chwilowa ulga w ruchu. Nieuprzejma obsługa, znudzona i zrezygnowana. Panie w informacji turystycznej, które nie zwracają uwagi na zgubionych turystów. Enigmatyczni kierowcy, pojawiają się, ku uciesze pań w kontrolce, i znikają, tak aby miał czas na kolejną kawę z fusów w szklance. Zżółkły rozkład jazdy, trudny do rozszyfrowania, pełny tajemnych znaków i literek, przez które tyle razy czekaliśmy na daremno i musieliśmy zawrócić. W końcu panie w toaletach, obrażone i wyniosłe, egzekwujące ceny o wiele zbyt wygórowane jak na jakość oferowanych usług. Ten nieodzowny szary papier toaletowy, połamane klamki i uchwyty, pusty pojemnik na mydło i poplamione rdzą lustro. Tanie bary, pogrążone w ciemnych kątach lub korytarzach, których nikt by nigdy nie odwiedził, gdyby nie wczesna lub późna godzina i bilet na autobus za najwyżej kwadrans.

Siedzimy jak tuzin innych osób w takim barze i usiłujemy przelać herbatę z parzącego metalowego dzbanuszka do filiżanki. Większość herbaty rozlewa się po stole, jednak udaje się filiżanke napełnić. Czyżby rozlewanie było wkalkulowane w cenę? Rogalik, który nigdy nawet nie słyszał o swoich paryskich kuzynach, namaka herbatą i mimo wszystko spełnia swoją rolę – uspokaja żołądek, podekscytowany kolejną podróża, setką kilometrów, nieznanym smakiem wody.

Ile osób siedzi tak jak my przy lepiącym się stoliku, pogrążonych w myślach o tym, jak będzie tam, gdzie jedziemy? Ile osób przezornie ściska przed sobą plecak, w którym przemycamy wszystko i tylko to, co niezbędne? Niewiele tego. Szczoteczka do zębów, pasta na spółkę, lekki ręcznik, para spodni na zmianę, krem na słońce. Notes z adresami, paszporty, karta bankowa i trochę pieniędzy. I do wyboru: 1984, Romeo i Julia, Kapuściński, Czarodziejska Góra, czyjeś dzieła wybrane. Wybór na ogół przypadkowy, bo książki w podróży przygarnia się i porzuca. Nigdy więcej nie będziemy czuć tak mocno, że to książka wybrała nas, a nie my ją, czekając na ławce na peronie, pod łóżkiem w hostelu.

Dworzec budzi się trochę na chwilę przed odjazdem pierwszych autobusów. Każdy podąża w swoją stronę i za chwilę wszystkie dusze podróżników, pozwolą swoim przypadkowym ciałom zasnąć w najniewygodniejszych pozycjach, w hałasie silników, w upale zamkniętych okien. One same będą zajęte układaniem pudełek w szafie pamięci. Powieszą ubrania rozsypane na podłodze, poskładają bieliznę, poparują skarpetki. W końcu ktoś musi od czasu do czasu posprzątać, zasłać sny pozszywane ze skrawków wszystkiego, co zobaczone, usłyszane i spróbowane. Trzeba zrobić miejsce na kolejny dworzec, jakkolwiek nie byłby podobny do poprzedniego.