Tuesday 30 November 2010

Literować albo nie literować

Julian Tuwim napisał:

Abecadło z pieca spadło,
O ziemię się hukło,
Rozsypało się po kątach,
Strasznie się potłukło:
I -- zgubiło kropeczkę,
H -- złamało kładeczkę,
B -- zbiło sobie brzuszki,
A -- zwichnęło nóżki,
O -- jak balon pękło,
aż się P przelękło.
T -- daszek zgubiło,
L -- do U wskoczyło,
S -- się wyprostowało,
R -- prawą nogę złamało,
W -- stanęło do góry dnem i udaje, że jest M.

Abecadło Tuwima z pieca spadło, a moje wypadło z paszportu i razem z moimi dwoma imionai i nazwiskie prowadzi ze mną wojnę podjazdową - na klawiaturze komputera, w bankach i urzędzach.

Moja strategia wojenna opiera się na użyciu broni prostej i niedrogiej w użyciu. Na ogół dostępne są dwa warianty – długopis lub ołówek – i co najważniejsze oba sprawdzają się w akcji. Tak więc kiedy idę do urzędu, do banku, wyrobić kartę do biblioteki lub bilet miesięczny, dokładnie wiem co robić, kiedy na ogół nieszczęśliwa osoba po drugiej stronie stołu, za ladą czy też w okienku pyta mnie: ¿Como se llama usted?, wiem dobrze, co robić. Spokojnie i powoli odpowiadam i zaraz dodaję, z bronią w ręcę, że łatwiej będzie, jeśli swoją godność napiszę na kawałeczku papieru. I tu urzędnik czy też inny człowiek posiadający władzę przytakuje i docenia moją propozycję. Inna strategia to rzecz jasna użycie dokumentu tożsamości. W obu przypadkach są jednak konieczne dodatkowe wyjaśnenia – co jest imieniem, a co nazwiskiem oraz nie lada problem administracyjny, czyli dlaczego mam tylko jedno nazwisko, a nie dwa jak wszyscy normalni obywatele (Hiszpanie mają dwa nazwiska – jedno od ojca i jedno od matki, na skutek czego nie tylko mąż i żona, ale także ich dzieci mają różne nazwiska, a w rodzinie jedynie rodzeństwo nazywa się tak samo). Po tych wszystkich podjazdach i podejściach, zmaganiach i trudach, wygrywam bitwę.

Ale wygrać bitwę to nie to samo co wygrać wojnę. A wojna trwa i za sprawą technicznych rozwiązań staje się coraz bardziej wyrafinowana. Do konfrontacji z klawiaturą potrzebne jest dużo cierpliwości. Jeśli zachowa się spokój, sprawa jest do wygrania. Ale najbardziej zabójcza broń abecadła jest wbrew pozorom dużo prostsza i bardziej skuteczna. Ta broń to telefon.

Przez telefon nic się nie da napisać. Nie da się wskazać palcem, nie da się uśmiechem próbować zdobyć sobie życzliwość rozmówcy. Przez telefon jesteśmy bezbronni, rozbrojeni, bezradni i nie mamy szans z abecadłem! Sytuacja z początku wygląda podobnie. Pani pracująca dla banku, w którym masz konto, ma pomóc ci uruchomić kartę kredytową. Wszystko gra, więc przechodzicie do rzeczy no i pani pyta: ¿Como se llama usted? Odpowiadasz i zanim skończysz, zdajesz sobie sprawę, że jesteś w pułapce. Abecadło wygrało, a ty nie masz wyjścia - musisz literować. A kto próbował, ten wie, że literowanie wcale nie jest tak oczywiste, jak się wydaje i że literowania także trzeba się na uczyć. W przypadku karty kredytowej przychodzi potem kolej innych pytań, nieraz nie mniej skomplikowanych niż te nieszczęsne dwa imiona i nazwiska.

Ale przy odrobinie szczęścia trafimy na panią, która zna hiszpańską geografię. I tak od „a jak Andalucia”, „b jak Barcelona”, „c jak Cadiz” aż po „z jak Zaragoza”, nasza karta zostanie aktywowana, a my zwyciężymy abecadło i inne przypadłości obcokrajowca.

Ps. Wróg mimo wszysto śmieje się ostatni- w Hiszpanii nie mam miast zaczynających się na „k” i „w”.