Sunday 26 October 2008

Przepis na zupę z Madrytu

Wstać wcześnie. Rozsunąć zasłony, wypełnić oczy pierwszą porcją czystego, świeżego słońca i stuprocentowym niebem.

Przygotować przyrządy potrzebne do gotowania: mały plecak, wygodne buty, aparat, notes, długopis, mapę, butelkę wody, bilet na metro i szczyptę improwizacji.

Na początek podsmażyć posiekaną wizytę w lokalnym barze, gdzie kawa z mlekiem i croissant smakują prosto i dobrze. Przykryć na 20 minut. Następnie dodać kawałki Sol, najlepiej wycięte z samego centrum. Niektórym ostry smak Sol może wydać się zbyt tłoczny i głośny, jednak właśnie tego smaku nie może zabraknąć w naszej zupie.

Smażyć na dużym ogniu, szybko dodając po kolei: spacer po głównych ulicach, strzępki języka usłyszane w przelocie, ulicznych sprzedawców, egzotyczną urodę przechodniów i najsmaczniejsze kąski architektury.

Zmniejszyć ogień. W całości włożyć do garnka Plaza Mayor, razem z arkadami i kawiarniami. Pod żadnym pozorem nie obcinać artystów ulicznych – dodać ich razem z resztą. Jeśli zupa zrobiła się zbyt gorąca, dodać szczyptę wachlarza. Jeśli temperatura nadal pozostaje zbyt wysoka, dodać jedną cañę, czyli około 250 mililitrów lokalnego piwa. Do smaku można dorzucić dowolna przekąskę, od chipsów po kalamary.

Następnie dusić na dość dużym ogniu przez około godzinę, systematycznie mieszając aparatem fotograficznym. Sprawi to, że zupa uzyska pełniejszy smak i przesiąknie aromatem ulic, kafejek, Palacio Real i jego ogrodów.

Na około 20 minut ponownie zmiejszyć ogień i przykryć całość wizytą w barze o soczystej nazwie Muzeum Szynki.

Zdjąć pokrywkę. Składniki powinny być teraz dobrze wymieszane i połączone ze sobą. Zalać wszystko litrem wizyty w muzeum. Wybór muzeum zależy od upodobań smakowych gotującego. Polecamy jednak klasyczne El Prado.

Na koniec doprawić spacerem po parku Retiro. Najlepszy efekt daje pełny spacer, nie odtłuszczony z przejażdżki łódką.

Pozostawić na wolnym ogniu do zmroku.

Podawać gorące, w dodatkiem niedrogiego, lokalnego wina. Przegryzać rozmową, najlepiej z kimś, kto zna się na gotowaniu.

Zupę można spokojnie odgrzać następnego dnia, jej smak na pewno się nam nie znudzi

6 comments:

klaudia g said...

ja chcę to zjeść!!!

Jamie and Kasia said...

Jak tylko przyjedziesz zaczniemy gotowac!

Anonymous said...

Muszę przyznać, przystawki krakowskie były wyśmienite. Na myśl o zupie z Madrytu mam nieustanny ślinotok, na szczęście czas uczty zbliża się wielkimi łyżkami.A żeby ocenić walory smakowe tej kulinarnej finezji należy zjeść sowita porcję, tym bardziej że apetyt został solidnie rozbudzony, a to przez lizbońskiego "bacalhau", a to przez dalmatyńską "salat od hobotnice", czy paellę z Valencji, czy też barcelońskimi "tapas". Mam nadzieje że przewidziana jest również inna hiszpańska dokładka. A myśl o daniu głownym i deserach wprowadza mnie w stan upojenia smakowego. Pytanietylko jest, czy wszystko tak świetnie smzkuje, zawsze można trafić na mielonego z kapustą.

Mirek - smakosz

Jamie and Kasia said...

Cieszymy się bardzo, że miło wspominasz wypady do Krakowa i nie tylko. Tutaj postaramy się za wszelką cenę unikać mielonych, z kapustą czy bez. Plany uczty z tygodnia na tydzień są bardziej konkretne i mamy nadzieje, ze nasze menu was nie rozczaruje.A dokładek będzie super, już zaczynamy gromadzić zapasy!

Wielkie dzięki za wpis i za zachętę - nieoceniona pomoc! Do przeczytania!

Unknown said...

świetny przepis Kasiu :) tylko w Krakowie nie można niestety takiej zupy zjeść :( ciekawy macie bardzo ten Wasz blog!! czekam na więcej :)

Anonymous said...

Staszek mówi MUMS!